- Adamie! Ile razy mam Ci jeszcze wytłumaczyć! - Krzyknęła zakapturzona, odziana w biel postac. - Moja cierpliwość ma swoje granice, pamiętaj o tym!
- mrumrumru...
- Co powiedziałeś?
- … Przepraszam....
- Mam nadzieję, że to
ostatni raz.
- Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
- Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
Słysząc te słowa,
persona w bieli wyciągnęła lewe ramię w stronę najbliższego
drzewa. Trójpalczasta dłoń odziana w białą rękawicę, zdobioną
delikatnie złotą nicią, chwyciła kostur, który do tej pory
opierał się o pień drzewa. Drugą ręką stwór nasunął kaptur
głębiej na głowę
- A może potrzebny jest
tobie ktoś, kto będzie ciebie pilnował, hmm? - Zapytał nagle
stwór. - Ktoś kto będzie mógł powstrzymać Cię przed zjadaniem
wszystkiego co ładnie błyszczy, hmm?
- Co masz na myśli?
- Jeszcze nie wiem... Ale coś wymyślę... na razie zostań tutaj i pamiętaj żeby nie zjadać czerwonych owoców!
- Dobrze, będę pamiętał.
---
- I jak tam twój dziwny eksperyment, Tajarze?
- Tak samo jak twoje dowcipy o bydle, Muktaszefie, z każdym dniem coraz śmielsze. Dziś na przykład, mój mały chciał zjeśc owoc drzewa Hakara.
- Odważniak. Wie czym to grozi?
- Nie. Przecież sam powtarzałeś kiedyś w kółko „Niewiedza jest radością...
- Jeszcze nie wiem... Ale coś wymyślę... na razie zostań tutaj i pamiętaj żeby nie zjadać czerwonych owoców!
- Dobrze, będę pamiętał.
---
- I jak tam twój dziwny eksperyment, Tajarze?
- Tak samo jak twoje dowcipy o bydle, Muktaszefie, z każdym dniem coraz śmielsze. Dziś na przykład, mój mały chciał zjeśc owoc drzewa Hakara.
- Odważniak. Wie czym to grozi?
- Nie. Przecież sam powtarzałeś kiedyś w kółko „Niewiedza jest radością...
- „... a więc kretyni
są szczęśliwi”. Hehe... Tak tu masz rację.
- Sam więc widzisz. Niech na razie pozostanie dla niego jako zakazany owoc. Jeden z dwóch, jak wiesz. Moim zdaniem nie powinien narzekać ani domagać się więcej. Ma do dyspozycji wszelkie inne rośliny i mięsa, które istniałyby w jego naturalnym środowisku.
- Oby twoja pewność siebie Cię nie zgubiła... Swoją drogą, zanim znowu mi uciekniesz... Kiedy zamierzasz ruszyć dalej? Mam nadzieje, że jeszcze nie zapomniałeś o misji z jaką nas posłano.
-Nie zapomniałem. Uważam, że odpowiedź leży tu, na tej planecie. Wybacz mi Muktaszefie, muszę już iść, jak sam dobrze wiesz, jestem zapracowany.
- Cały ty, Tajarze, który całe wieki poświęcasz zagadkom wszechświata, miast skupić się na Zadaniu. Do zobaczenie następnym razem.
- Bywaj Muktaszefie.
Humanoid cofnął się i odwrócił. Schodził z podestu lekko podświetlonego u szczycie, gdzie z wolna rozpływał się hologram, ukazujący niemal identyczną postać. Jedynymi różnicami były kształt kostura oraz ułożenie zdobień na szatach.
- Sam więc widzisz. Niech na razie pozostanie dla niego jako zakazany owoc. Jeden z dwóch, jak wiesz. Moim zdaniem nie powinien narzekać ani domagać się więcej. Ma do dyspozycji wszelkie inne rośliny i mięsa, które istniałyby w jego naturalnym środowisku.
- Oby twoja pewność siebie Cię nie zgubiła... Swoją drogą, zanim znowu mi uciekniesz... Kiedy zamierzasz ruszyć dalej? Mam nadzieje, że jeszcze nie zapomniałeś o misji z jaką nas posłano.
-Nie zapomniałem. Uważam, że odpowiedź leży tu, na tej planecie. Wybacz mi Muktaszefie, muszę już iść, jak sam dobrze wiesz, jestem zapracowany.
- Cały ty, Tajarze, który całe wieki poświęcasz zagadkom wszechświata, miast skupić się na Zadaniu. Do zobaczenie następnym razem.
- Bywaj Muktaszefie.
Humanoid cofnął się i odwrócił. Schodził z podestu lekko podświetlonego u szczycie, gdzie z wolna rozpływał się hologram, ukazujący niemal identyczną postać. Jedynymi różnicami były kształt kostura oraz ułożenie zdobień na szatach.
Kiedy Tajar schodził
powoli po białych, lekko zakurzonych stopniach, wpadł mu do głowy
genialny pomysł dotyczący jego wychowanka Adama. Natychmiast więc
wybiegł ze swojego latarni-domu i pobiegł w kierunku rezerwatu,
który utworzył, by natychmiast poinformować o nim swojego
najmłodszego przyjaciela.
Już po chwili był wewnątrz kopuły, pośrodku której rosło ogromne drzewo, którego gałęzie sięgały wysoko, niemalże po sam jej szczyt. Czerwone owoce, wielkości ludzkiej pięści dojrzewały spokojnie wśród złotych i soczysto zielonych liści. Trawa pod kopytami Tajara uginała się sprężyście. Krzewy wokół pokryte były kwieciem, a niektóre małe drzewka już rodziły pierwsze owoce. Małe owady buczały pracowicie. Ptaki śpiewały radośnie. Małpy skrzeczały na siebie, skacząc z jednego konaru na drugi. Wielkie niedźwiedzie taplały się stawie szukając ryb.
Już po chwili był wewnątrz kopuły, pośrodku której rosło ogromne drzewo, którego gałęzie sięgały wysoko, niemalże po sam jej szczyt. Czerwone owoce, wielkości ludzkiej pięści dojrzewały spokojnie wśród złotych i soczysto zielonych liści. Trawa pod kopytami Tajara uginała się sprężyście. Krzewy wokół pokryte były kwieciem, a niektóre małe drzewka już rodziły pierwsze owoce. Małe owady buczały pracowicie. Ptaki śpiewały radośnie. Małpy skrzeczały na siebie, skacząc z jednego konaru na drugi. Wielkie niedźwiedzie taplały się stawie szukając ryb.
- Adam! Adamie, chodź do
mnie szybko! - Zawołał odziany w jaśniejącą biel humanoid,
wchodząc coraz głębiej pomiędzy zarośla. Gęste krzaki oraz
kolce, które normalnie zniechęciłyby każdego piechura, zdawały
się nie robić na nim żadnego wrażenia.
-Adamie? Gdzie jesteś? - Krzyczał dalej dziwny stwór, nie mogąc znaleźć swego umiłowanego podopiecznego, dla którego stworzył wszystko wokół. Kilkaset poranków na tej planecie zajęło mu zebranie wszystkich odpowiednich gatunków zamieszkujących różne tereny, lubiące odpowiedni klimat, tak aby jego eksperyment otrzymał jak najlepsze warunki do rozwoju. Pomyślec, że zaczynał od najprostszych bakterii na szkiełku.
-Adamie! To do Ciebie nie podobne! - oburzył się.
- Wołałeś mnie Tajarze? - nagle odezwał się głos zza wysokiego krzewu.
Postać w białej szacie szybko odwróciła się w kierunku, z którego dochodził głos podopiecznego.
-Adamie? Gdzie jesteś? - Krzyczał dalej dziwny stwór, nie mogąc znaleźć swego umiłowanego podopiecznego, dla którego stworzył wszystko wokół. Kilkaset poranków na tej planecie zajęło mu zebranie wszystkich odpowiednich gatunków zamieszkujących różne tereny, lubiące odpowiedni klimat, tak aby jego eksperyment otrzymał jak najlepsze warunki do rozwoju. Pomyślec, że zaczynał od najprostszych bakterii na szkiełku.
-Adamie! To do Ciebie nie podobne! - oburzył się.
- Wołałeś mnie Tajarze? - nagle odezwał się głos zza wysokiego krzewu.
Postać w białej szacie szybko odwróciła się w kierunku, z którego dochodził głos podopiecznego.
- Adamie? Bawisz się ze
mną?
- Nie, Tajarze...
Tajar wziął lekki wdech. Poczuł zmianę w powietrzu. Jego starannie wyszkolony analityczny mózg szybko podał mu rozwiązanie jego wątpliwości. Sprawdził jeszcze problem kilkakrotnie, jednak za każdym razem otrzymał tę samą, przerażającą nowinę.
- Adamie, czy wyszedłeś poza granice rezerwatu? - Zapytał się spokojnym głosem Tajar. Znał odpowiedź jednak wiedział dobrze, jak należy postępować z istotami, które żyją tak krótko.
- Tak... Zobaczyłem ją przez ścianę... jak chciała wejśc... - Mówił dalej lekko przerażony głos Adama. Sam człowiek jednak nie wyszedł zza krzaków. Wyraźnie było słychac, iż ma on problemy z wzięciem głębszego oddechu.
- Chciała wejść? Wytłumacz się. - Powiedział Tajar, spokojnym, acz stanowczym głosem.
- Wziąłem więc grubą, ułamaną gałąź i zrobiłe otwór. Gdy wciągałem ją do środka zraniłem się o ostrą krawędź ściany. Ona wzięła liście i kawałek skóry z jakiegoś zwierzęcia i opatrzyła moją ranę, jednak nie tak jak ty to robiłeś, Tajarze. To... to boli...
- Boli powiadasz? -Westchnął obcy. - Opowiedz mi co było dalej.
Usłyszał o tym jak Adam wraz z kobietą poszli nad strumień by się obmyć. Usłyszał jak kobieta zaczęła szukać jedzenia, wziąwszy pod uwagę to, że mężczyzna był ranny. Usłyszał o tym jak przyniosła jego podopiecznemu owoc; ponieważ nie mogli się porozumieć, kobieta nie zrozumiała i myślała że Adam się broni przed zjedzeniem owocu, gdyż go nie zna. Dlatego ta ugryzła kawałek i pocałowała go, przy pocałunku wkładając mu do ust kawałek owocu.
- Nie, Tajarze...
Tajar wziął lekki wdech. Poczuł zmianę w powietrzu. Jego starannie wyszkolony analityczny mózg szybko podał mu rozwiązanie jego wątpliwości. Sprawdził jeszcze problem kilkakrotnie, jednak za każdym razem otrzymał tę samą, przerażającą nowinę.
- Adamie, czy wyszedłeś poza granice rezerwatu? - Zapytał się spokojnym głosem Tajar. Znał odpowiedź jednak wiedział dobrze, jak należy postępować z istotami, które żyją tak krótko.
- Tak... Zobaczyłem ją przez ścianę... jak chciała wejśc... - Mówił dalej lekko przerażony głos Adama. Sam człowiek jednak nie wyszedł zza krzaków. Wyraźnie było słychac, iż ma on problemy z wzięciem głębszego oddechu.
- Chciała wejść? Wytłumacz się. - Powiedział Tajar, spokojnym, acz stanowczym głosem.
- Wziąłem więc grubą, ułamaną gałąź i zrobiłe otwór. Gdy wciągałem ją do środka zraniłem się o ostrą krawędź ściany. Ona wzięła liście i kawałek skóry z jakiegoś zwierzęcia i opatrzyła moją ranę, jednak nie tak jak ty to robiłeś, Tajarze. To... to boli...
- Boli powiadasz? -Westchnął obcy. - Opowiedz mi co było dalej.
Usłyszał o tym jak Adam wraz z kobietą poszli nad strumień by się obmyć. Usłyszał jak kobieta zaczęła szukać jedzenia, wziąwszy pod uwagę to, że mężczyzna był ranny. Usłyszał o tym jak przyniosła jego podopiecznemu owoc; ponieważ nie mogli się porozumieć, kobieta nie zrozumiała i myślała że Adam się broni przed zjedzeniem owocu, gdyż go nie zna. Dlatego ta ugryzła kawałek i pocałowała go, przy pocałunku wkładając mu do ust kawałek owocu.
Zjedli go razem do
końca.
----
Tajar szedł spokojnym krokiem w stronę domu-latarni. W rękach niósł kosz, po brzegi wypełniony czerwonymi owocami drzewa Hakara. Na ramieniu wisiała mu torba wypełniona małymi ampułkami zawierającymi próbki wszystkich gatunków, jakie udało mu się skatalogować do tej pory.
----
Tajar szedł spokojnym krokiem w stronę domu-latarni. W rękach niósł kosz, po brzegi wypełniony czerwonymi owocami drzewa Hakara. Na ramieniu wisiała mu torba wypełniona małymi ampułkami zawierającymi próbki wszystkich gatunków, jakie udało mu się skatalogować do tej pory.
Nie trwało długo zanim
owoce w koszu wylądowały w skrytce razem z ampułkami. Humanoid,
pomimo wielkiego żalu do człowieka, jaki go przejmował na wskroś,
zachowywał się nad wyraz spokojnie i celowo. Podszedł do konsoli i
wcisnął kilka przycisków. Obok stała mała szafka. Paroma ruchami
wyciągnął z niej maleńkie, kryształowe szkatułki które od
razu wrzucił do torby.
Wyszedł z powrotem na
powietrze. Adam i kobieta stali już w miejscu gdzie jeszcze moment
temu stał dom obcego.
- Tajarze?
-Nic nie mów Adamie. Zraniłeś mnie, nie przestrzegając mojego jedynego zakazu. Dlatego wrócisz teraz do swoich. Tę kobietę weźmiesz jako swoją partnerkę. Nadasz jej imię, tak samo jak nadasz imiona wszystkim innym stworzeniom, które próbowałem skatalogować. Tę torbę daj jej. Niech dba o nią. Od teraz będziecie sami. Będziecie cierpieć. Ty Adamie będziesz musiał walczyć z innymi o jedzenie, schronienie i kobiety. Ona będzie wiła się w bólu przy porodzie, będzie o ciebie dbać. Spośród prochu wybrałem diament, który okazał się być tym samym pierwiastkiem, więc weń się w mych oczach obrócił.
-Tajarze...
-Nie, Adamie. Odchodzę.. Może nie na zawsze. Bywaj i pamiętaj o tym kim jesteś.
To były ostatnie słowa Tajara jakie usłyszał Adam. Humanoid zniknął wewnątrz swojego statku i w wielkim błysku zniknął w rozgwieżdżonym niebie.
- Tajarze?
-Nic nie mów Adamie. Zraniłeś mnie, nie przestrzegając mojego jedynego zakazu. Dlatego wrócisz teraz do swoich. Tę kobietę weźmiesz jako swoją partnerkę. Nadasz jej imię, tak samo jak nadasz imiona wszystkim innym stworzeniom, które próbowałem skatalogować. Tę torbę daj jej. Niech dba o nią. Od teraz będziecie sami. Będziecie cierpieć. Ty Adamie będziesz musiał walczyć z innymi o jedzenie, schronienie i kobiety. Ona będzie wiła się w bólu przy porodzie, będzie o ciebie dbać. Spośród prochu wybrałem diament, który okazał się być tym samym pierwiastkiem, więc weń się w mych oczach obrócił.
-Tajarze...
-Nie, Adamie. Odchodzę.. Może nie na zawsze. Bywaj i pamiętaj o tym kim jesteś.
To były ostatnie słowa Tajara jakie usłyszał Adam. Humanoid zniknął wewnątrz swojego statku i w wielkim błysku zniknął w rozgwieżdżonym niebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz